wtorek, 20 sierpnia 2024

Akuszerki - Sabina Jakubowska

"Akuszerki" Sabiny Jakubowskiej zostały wydane w lutym 2022 roku przez Grupę Wydawniczą Relacja.




Z okładki: 

Zima 1885 roku, podkrakowska wieś. Młodziutka Franciszka rodzi swoje pierwsze dziecko. W porodzie towarzyszy jej przybrana matka, znana w okolicy akuszerka.

W tym samym czasie w pobliskim dworze również rodzi się dziecko. Franciszka zostaje zatrudniona jako jego mamka. Splot okoliczności sprawia, że zaczyna pomagać okolicznym kobietom w przyjściu na świat ich dzieci, a dzięki nieoczekiwanemu wsparciu zaczyna naukę w krakowskiej szkole położnych. Na początku jest zagubiona, lecz wkrótce zyskuje pewność siebie. Wraca z Krakowa do rodzinnej wsi bogatsza w wiedzę o rodzeniu, która boleśnie zderza się z wiejską rzeczywistością, biedną i zabobonną. Wciąga ją wir namiętności i wielkiej historii.

„Akuszerki” to inspirowana autentycznymi zapiskami prababki autorki monumentalna i porywająca opowieść o kobiecie, która obcowała z życiem i śmiercią, kochała, nienawidziła i niosła pomoc o każdej porze dnia i nocy, także podczas wojennej zawieruchy.

Sabina Jakubowska od lat jako doula towarzyszy kobietom przy porodach. Z wykształcenia archeolog. Fascynuje ją historia lokalna, której poświęciła też doktorat. Jej debiutancka powieść dla młodzieży otrzymała Nagrodę Główną w konkursie Promotorzy Debiutów. „Akuszerki” są jej pierwszą powieścią dla dorosłych czytelników.


RECENZJA

Zabobony, brud, smród i ubóstwo a w tym wszystkim przychodzące na świat kolejne życia... Tak w barrrdzo dużym skrócie można opisać "Akuszerki" Sabiny Jakubowskiej. 

Autorka wykonała niesamowitą pracę szykując materiały do tej powieści. Książka już od pierwszych stron wciąga czytelnika i nie pozwala mu się za szybko odłożyć. Te ponad 700 stron czyta się jednym tchem. Chociaż nie jest to słodka historia o porodach. Momentami to przerażająca, odrzucająca, obrzydliwa historia. Ale jakże w prawdziwy sposób pokazująca to co się działo na polskiej wsi na przełomie 19 i 20 wieku. Jest też kilka minusów, ale o tym później...

Główna bohaterka - akuszerka Franciszka Diabelec - prowadzi proste życie w Jadownikach. Przez kilkadziesiąt lat pracy przyjęła na swe ręce kilka tysięcy dzieci w okolicy. Dużo z nich umarło nie doczekując roku. Niestety tak wtedy było. Zresztą sama doświadczyła śmierci dziecka tuż po porodzie.

Kobieta mimo "prostego" umysłu, posiadała dużą życiową wiedzę i mądrość. Niejedno z nas mogłoby się od niej wiele nauczyć. 

Ważną postacią tej powieści jest akuszerka Regina Perkowa, przyszywana matka Franciszki. Ona także przyjęła na swe ręce kilka tysięcy dzieci, nierzadko w trudnych warunkach. 

Opisy porodów są bardzo realistyczne. Tu nie ma czystych szpitalnych sal porodowych. Są domy kryte strzechą, z klepiskiem, piecem opalanym drewnem, bez łazienki i bieżącej wody. Kiedy czyta się opisy tych porodów, kiedy wyobraża się w jakim brudzie żyli ci ludzie, to włos się na głowie jeży. Nie dziwota, że dzieci umierały zakażając się różnymi chorobami. 

Akuszerki często chodziły do porodów pieszo wiele kilometrów, często towarzyszył im deszcz czy śnieg.  Wciągające opisy porodów nie tylko odkrywają tajemnice tego zawodu, ale także pokazują ogromną siłę i determinację kobiet pracujących jako akuszerki.
Historia ukazuje też siłę polskich kobiet i więzów krwi. 
Zaskoczył mnie tu fakt, że kiedyś przy porodach czynny udział brali mężczyźni(?). 

Ta książka to nie tylko opisy porodów. To także ważna lekcja historii. Wydarzenia z przełomu wieków, szykanowanie Żydów, dwie wojny światowe, klęski, zarazy, przemiany polityczne, walka o wolność. Tysiące żyjących wtedy ludzi umarło. A ci co przetrwali, musieli się dostosować do nowych realiów. 

Są też minusy tej powieści. Momentami było dla mnie zbyt ostro, zbyt mocno, zbyt dosłownie. Po ok. 300 stronach książka zaczęła mi się dłużyć. Denerwowały mnie wypisane listy nazwisk, faktów i dat. Miałam też wrażenie, że ok. 200 ostatnich stron było pisane na siłę, jakby autorka nie miała pomysłu co zrobić ze swoimi postaciami. Po przeczytaniu zakończenia miałam niedosyt. Jakoś szybko się to wszystko skończyło.

Polecam Wam sięgnąć po tę pozycję. Otworzy nam oczy na ten ważny dla nas zawód.

środa, 14 sierpnia 2024

Źródlisko - Ewa Przydryga

"Źródlisko" Ewy Przydrygi zostało wydane w lipcu 2023 roku przez wydawnictwo MUZA.




Z okładki:

Ma umrzeć. Musi umrzeć.

Taki jest nadrzędny cel.

W radiowym konkursie Lila wygrywa rodzinny pobyt w luksusowej rezydencji. Położony z dala od miasta dom wydaje się idealnym miejscem na weekendowy wypoczynek. Ale idylla szybko przemienia się w prawdziwy koszmar.

Gdy Lila budzi się następnego ranka, odkrywa, że łóżeczko jej dwuletniego synka jest puste. Przeszukiwanie ogromnego domu i terenu wokół niego nie przynosi żadnych rezultatów. Jedynym tropem są ślady czyichś stóp prowadzące nad pobliskie źródlisko.

Wkrótce staje się jasne, że nagroda w konkursie nie jest przypadkowa, a dom i źródlisko są misternie skonstruowaną śmiertelną pułapką. Chora gra, w której wszyscy są pionkami, toczyć się będzie nie tylko o życie małego Adasia…

Do czego jeszcze może się posunąć bezwzględny oprawca? Czym odpowie mu zdesperowana rodzina, gotowa zrobić wszystko, by odzyskać dziecko?


RECENZJA

To było moje kolejne spotkanie w twórczością Ewy Przydrygi i myślę, że nie ostatnie. Z jednej strony ta pozycja bardzo mi się podobała. Z drugiej, znalazłam kilka minusów. Ale wszystko po kolei...

Książka wciąga już od pierwszych stron. Czyta się ją dobrze i szybko. Zostały w niej opisane wydarzenia, które w rzeczywistości raczej nie miały by możliwości się wydarzyć i tak skleić w całość. Zaintrygował mnie ten inteligentny dom, ale i przeraził. Zwłaszcza jego otoczenie, źródlisko, sprawiały, że miałam na rękach gęsią skórkę. Znajdziemy tu również zemstę, napięcie, atmosferę grozy, tajemnice z przeszłości i skrywane sekrety.

Zakończenie trochę mnie rozczarowało. Nastąpiło za szybko i w sumie wygląda tak, jakby autorka nie miała na niego pomysłu... Czuję niedosyt. Książka miała zadatki na świetny thriller, ale nie sprostała temu wyzwaniu.

Pomimo minusów, polecam Wam przeczytać "Źródlisko" Ewy Przydrygi. Nie będzie to stracony czas.

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

My mieliśmy szczęście - Georgia Hunter

Książka "My mieliśmy szczęście" Georgii Hunter została wydana we wrześniu 2017 r. przez wydawnictwo Czarna Owca.




Z okładki:

Niezwykła historia rodziny polskich Żydów z Radomia, rozdzielonej na początku drugiej wojny światowej i gotowej zrobić wszystko, by przeżyć i ponownie się połączyć.

Jest wiosna 1939 roku. Trzy pokolenia rodziny Kurców starają się, pomimo widma wojny, żyć normalnie. Wkrótce jednak nie będą już mogli odwracać wzroku od rozlewającego się po Europie okrucieństwa, które dotknie także ich. Los rozrzuci Kurców po wielu zakątkach świata. Rozpocznie się ich trudna walka o przetrwanie.

Powieść z zapierającą dech w piersiach intensywnością przenosi czytelników z paryskich jazzowych klubów do barbarzyńskiego więzienia w Krakowie, z północnoafrykańskich portów do najdalszych zakątków syberyjskiego gułagu i udowadnia, jak w czasach zagłady i terroru ludzki duch potrafi znaleźć siłę, by przetrwać, a nawet zatriumfować.

Książka zainspirowana przez rodzinną historię autorki, nieznane wcześniej, zadziwiające historie jej przodków, zbierane przez dziesięć lat, została przetłumaczona na szesnaście języków. Na jej postawie został również nakręcony serial, mający mieć premierę w 2023 roku.



RECENZJA

Od kilku lat omijam książki o tej tematyce. Jednak ostatnio czytelnicy mi ją bardzo polecali, zwłaszcza, że obejrzeli również serial. Zaintrygowana tyloma dobrymi opiniami i ja po nią sięgnęłam. Tym bardziej, że w dużej mierze akcja toczy się w moim rodzinnym mieście - Radomiu.

Autorka przedstawiła nam losy swojej rodziny. Wojenna historia rodziny Kurców jest bardzo pokrzepiająca, zwłaszcza na tle losu innych rodzin żydowskich z lat 30 i 40 XX wieku. W latach międzywojennych w Radomiu mieszkało ok. 30-stu tysięcy Żydów, a przeżyło ich około 300. Kurcom szczęście niewątpliwie dopomogło. Mieli też niezwykłą odwagę i pomysłowość.

Czytając tę powieść momentami aż nie dowierzałam w tę historię. Chwilami miałam wrażenie, że niektóre rzeczy "za łatwo" im wychodziły... Jeśli to tak można ująć biorąc pod uwagę czas, w którym dzieje się ta historia...

Podziwiałam tę rodzinę i inne osoby żyjące w tamtych czasach. Ja nie dałabym rady wtedy przetrwać...

Georgia Hunter snuje opowieść trudną, przepełnioną bólem, tęsknotą i nadzieją, z każdą kolejną stroną z jej kart wylewa się morze emocji. Czytając powieść kilka razy w oczach zbierały się łzy. Choć to bolesna i łamiąca serce historia, to na swój sposób również piękna, dająca nadzieję na lepsze jutro, Udowadnia również, że nigdy nie możemy się poddawać.

Polecam Wam przeczytać tę książkę.

Dzięki niej stwierdzicie, że żyjąc obecnie my też mamy szczęście i wiele udogodnień, których tamci ludzie nie mieli.

Mieli za to coś cenniejszego. Wiarę, nadzieję, miłość i szacunek. Niestety o tym wielu z nas obecnie dawno zapomniało.